Idę sama, ale Bóg wie, dokąd mnie prowadzi: zrobię wszystko, aby nigdy nie przestać iść.

Nazwa: Maxime Trésors Mvilongo Ateba
Wiek: 29 lat
Sytuacja: Prezbiter
Pochodzenie: Obala, Kamerun
Studia: w zakresie komunikacji instytucjonalnej na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie.

Miałem tak wielkie wyobrażenie o kapłaństwie, że nie mogłem się do niego zobowiązać, dopóki nie byłem gotów poświęcić wszystkiego.

Maxime Trésors Mvilongo Ateba jest księdzem w diecezji Obala, w Kamerunie. Pochodzi z dużej rodziny, gdzie jest najmłodszym z siedmiorga rodzeństwa: pięciu chłopców i dwóch dziewczynek. 

Miał normalne dzieciństwo z dziecięcymi marzeniami: najpierw chciał być lekarzem, potem bardzo pociągała go inżynieria, co doprowadziło go od wykształcenia ogólnego do technicznego.

Po uzyskaniu dyplomu licencjata z elektrotechniki, przygotowywał się do wstąpienia do Szkoły Politechnicznej w Jaunde, ale nie mógł tego zrobić w tym samym roku z powodu problemów z terminami. Następnie postanowił zapisać się na Uniwersytet w Jaunde I na Wydział Nauk Ścisłych, wybierając fizykę, przedmiot, który zawsze go fascynował. To właśnie podczas tego roku akademickiego rozpoczęła się historia jego powołania.

"W czasie wakacji opuściłam miasto Jaunde i pojechałam z rodziną do małej sąsiedniej wioski o nazwie Mfou. Będąc tam, poznałem proboszcza parafii, ponieważ podczas całego mojego pobytu w Mfou byłem ministrantem w tej parafii.

Pewnego dnia, po zakończeniu mszy, powiedział do mnie: "Maxime, czy wiesz, że mógłbyś być dobrym księdzem? Odpowiedziałem mu natychmiast bez zastanowienia: "Jestem inżynierem, kapłaństwo jest dla ludzi pióra". Odpowiedział mi, dając do zrozumienia, że byli księża, którzy byli nawet inżynierami. Zakończył te wyjaśnienia słowem, które od tamtej pory mnie prześladuje: "Zastanów się".

Po tej rozmowie, która zagroziła mojej stabilności, postanowiłam odprawić nowennę, aby błagać Pana o łaskę pokazania mi znaku, o objawienie mi, że ta droga nie jest moja. Nowenna się skończyła, a ja nie miałam żadnego znaku, ale nie mogłam się doczekać. W rzeczywistości, w głębi duszy, bałam się tej drogi, która nie pasowała do mojego marzenia. Marzyłem o tym, żeby być dobrym mężem, bardzo lojalnym wobec żony, mieć ładny dom, ładny samochód... niestety, wszystko było zagrożone rozpadem.

Postanowiłam więc pozwolić, aby czas minął, powiedziałam sobie: nic nie jest zmarnowane, z czasem na pewno minie. Pod koniec wakacji przystąpiłam do egzaminu na Politechnikę z moim młodszym bratem, który właśnie ukończył szkołę średnią, niestety ja nie dałam rady, ale mój młodszy brat dał radę.

Niepowodzenie na egzaminie politechnicznym nie zniechęciło mnie do marzeń o zostaniu wielkim inżynierem, więc kontynuowałem na uniwersytecie studia z fizyki, przygotowując się jednocześnie do konkursów, jak większość studentów na kierunkach ścisłych. Pewnego dnia, gdy byliśmy na zajęciach z chemii, podeszłam do tablicy, aby poprawić ćwiczenie. Nie pamiętam już, czy go przegapiłem, czy znalazłem, ale nie mogę zapomnieć tych kilku słów, które padły z ust nauczyciela: "...ze swoim krzyżem religijnym".

Te słowa rozbudziły na nowo, z większą energią, "Zastanów się", które zakopałam głęboko w sobie. Po wielu zmaganiach zdecydowałam się przyjąć tę nową drogę, która ciągle mi się ukazywała, i właśnie wtedy ogarnął mnie wielki spokój. Postanowiłam w sercu, że po ukończeniu studiów, będąc na drugim roku, złożę podanie do wyższego seminarium.

W rzeczywistości miałem tak wielkie wyobrażenie o kapłaństwie, że nie mogłem się do niego zobowiązać, dopóki nie byłem gotów poświęcić wszystkiego. W rzeczywistości musiałam zrezygnować z marzeń o ślubie, musiałam zrezygnować z marzeń o zostaniu inżynierem, musiałam zrezygnować z fizyki, którą tak bardzo kochałam. Ku zdumieniu moich przyjaciół odpowiedziałem, że więcej dobrego dla ludzi uczyniłbym, będąc księdzem, niż będąc błyskotliwym profesorem fizyki. W rzeczywistości miesiącami powtarzałam sobie, że nie mogę zrezygnować z tak wielkich ideałów, tak wielkich marzeń dla czegoś mniej odważnego, dla czegoś, co nie będzie warte tak wielu poświęceń.

Od tego dnia zaczęła się "przygoda". Nazywam to przygodą, ponieważ czułem wewnątrz siebie, że właśnie zniszczyłem wszystko, co byłem pewien, że mam. Rzucałam się w wir wydarzeń, więc jedynym pewnikiem była wiara w to, co czułam w głębi siebie. Jednak od czasu do czasu pojawiały się wątpliwości: "a co, jeśli się mylę". Na szczęście ta wątpliwość stopniowo zanikała w trakcie mojej formacji, aż w końcu zniknęła w dniu święceń 26 kwietnia 2019 r.

Dla mnie kapłaństwo zawsze było czymś bardzo wielkim i tylko dzięki łasce Bożej można je osiągnąć. Co więcej, ta podróż z Bogiem nadal jest przygodą, ponieważ kiedy zostawiam swoje życie w rękach Boga, On staje się jego panem.

Teraz moja przygoda trwa w Rzymie. Idę sama, ale Bóg wie, dokąd mnie prowadzi. Ze swojej strony zrobiłabym wszystko, aby nigdy nie przestać chodzić.

Jestem przekonany, że tylko dzięki wierności Jego woli będę mógł uczynić wiele dobrego dla Kościoła, a zwłaszcza dla mojej diecezji. Rzeczywiście, diecezja Obala jest młodą diecezją, ma 33 lata; jej położenie geograficzne sprawia, że jest to diecezja wiejska. Prawie wszyscy jej wierni mieszkają w odosobnionych miejscach, co często bardzo utrudnia pracę duszpasterską.

Parafia Nsem, w której spędziłem swój staż diakonijny, jest na przykład jedną z najbardziej odizolowanych parafii w diecezji. Na niedzielne duszpasterstwo wyjechaliśmy o 6 rano i wróciliśmy do prezbiterium o 8 wieczorem po odprawieniu czterech mszy. W rzeczywistości wioski zostały rozłożone na długim odcinku ponad 160 km, którą to podróż odbyliśmy motocyklem po drodze, gdzie chodzenie jest najmniej niebezpiecznym zajęciem.

Obecnie diecezja Obala liczy 60 parafii i ponad 160 księży. Jesteśmy stosunkowo chronieni przed potrzebą posiadania pastorów, można zaryzykować stwierdzenie, że tak. Jednak potrzeba dobrze wyszkolonych kapłanów w diecezji Obala pozostaje pilna. Oczywiście, aby sprostać tej potrzebie, jestem w Rzymie, aby studiować komunikację z zamiarem, aby później uczynić diecezję bardziej znaną nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz. W rzeczywistości struktura, która nie zna siebie, nie może zrozumieć siebie i nie może się rozwijać. Dlatego potrzeba komunikacji, a przede wszystkim dobrej komunikacji jest oczywista".

"Bardzo się cieszę z Państwa wsparcia, a jeszcze bardziej z tego, że mnie Państwo nie znają. Bardzo dziękuję za ten boski akt, bo jestem pewna, że to Bóg Pana tam zainspirował. Obiecuję modlić się za Pana, aby to wielkie dzieło, któremu Pan się poświęcił, nigdy nie wygasło.

Jak już powiedziałem, okazał Pan wielką życzliwość księdzu, który pochodzi z bardzo odległych horyzontów i uczynił to Pan w prawie całkowitej niewiedzy o jego tożsamości.

Jeszcze raz proszę Pana o przyjęcie wyrazów mojej głębokiej wdzięczności za akt wielkiej wagi, który Pan dla mnie uczynił. Obiecuję, że będzie Pan obecny na każdej Mszy Świętej.

Niech Pan Jezus, który zbawił nas przez swoją śmierć na krzyżu, błogosławi Was i sprzyja Wam".

WPŁAĆ TERAZ