Fundacja CARF

29 maj, 20

Artykuły eksperckie

Wątpliwości dotyczące pokojowego wzrostu Chin

Wydaje się, że Chiny wykorzystują swoją siłę gospodarczą na arenie międzynarodowej, aby zwiększyć swój potencjał polityczny i odgrywać istotną rolę w stosunkach międzynarodowych. Ale są wszelkie powody, aby sądzić, że wzrost Chin nie będzie miał charakteru pokojowego. Jak wyjaśnia w swoich pracach John J. Mearsheimer, stosunki między Chinami a Stanami Zjednoczonymi mogą okazać się równie, jeśli nie bardziej, skompromitowane jak te, które towarzyszyły konfrontacji z ZSRR podczas zimnej wojny.

John J. Mearsheimer, profesor Uniwersytetu w Chicago, jest jednym z głównych przedstawicieli szkoły realizmu w stosunkach międzynarodowych. Po zakończeniu zimnej wojny rozpoczął pisanie pracy, która stała się punktem odniesienia w jego dziedzinie, Tragedia polityki wielkich mocarstw (W. W. Norton & Company, Nowy Jork, 2014 r.). Tytuł ten daleki jest od optymizmu lat 90-tych, kiedy to zapewniano nas, że nadszedł koniec historii i triumf liberalnego internacjonalizmu z naciskiem na pokój i współpracy, wynikających przede wszystkim z harmonizacji systemów politycznych i gospodarczych. ekonomiczny. Demokracja liberalna i gospodarka rynkowa dotarłyby wszędzie wraz z globalizacją, po odwróceniu strony reżimów komunistycznych. Mearsheimer podjął się jednak zadania napisania książki, bardziej historycznej niż prognostycznej, która przypomniała nam, że walka wielkich mocarstw o hegemonię nie jest sprawą minionych wieków. Ponadto w tytule podkreślono ideę tragedii, co służy przypomnieniu, że polityka, zarówno w kraju, jak i za granicą, zawsze przypomina tragedię, rozumianą jako kronika wzlotu i późniejszego upadku.

Ekspansja w Chinach

Teoretycznie świat po zimnej wojnie był kontrolowany przez jedno supermocarstwo, USA, ale stopniowo amerykańska opinia publiczna, a nie tyle jej politycy, zaczęli zdawać sobie sprawę, że scenariusz globalny nie jest tak spokojny. Dowodem na to były interwencje Waszyngtonu w Iraku (1991), Bośni (1995), Kosowie (Afganistan), Iraku (2003), Libii (2011)..., nie mówiąc już o wojnie z Państwem Islamskim, którą Obama zdawał się prowadzić ze swoim swoistym prowadzeniem w tyle. Wszystkie te konflikty łączy to, że USA nie walczyły z wielkim mocarstwem. Jednak możliwość, że Amerykanie znajdą kiedyś rywala o takiej samej randze, stała się realna wraz z powstaniem ChinyUE jest raczej gigantem gospodarczym niż militarnym, ale stopniowo zaznacza swoją obecność na każdym kontynencie.

W 2001 r., kiedy ukazało się pierwsze wydanie książki "The Tragedy of Great Power Politics", wzrost znaczenia Chin był w powijakach i nie zajmował wiele miejsca w książce. Zostało to naprawione przez dodatkowy rozdział w aktualizacji z 2014 roku, w którym Mearsheimer próbuje odpowiedzieć na pytanie: Czy wzrost Chin będzie miał charakter pokojowy? Nasz autor od lat odpowiada na to pytanie przecząco i broni swojej tezy przed innymi realistami, którzy się z nim nie zgadzają. Jednym z najbardziej znanych przypadków była jego debata z byłym doradcą Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniewem Brzezińskim w 2005 roku. Brzeziński twierdził, że Chińczycy chcą tylko zarobić pieniądze, a nie prowadzić wojnę. Innymi słowy, rozwój Chin byłby podobny do rozwoju Korei Południowej, Tajwanu, Hongkongu czy Singapuru: triumf gospodarki rynkowej. Natomiast Mearsheimer wierzył w możliwość powstania Chin bardziej przypominających Godzillę niż Bambi. Był to najlepszy sposób na zdobycie szacunku w dzisiejszym anarchicznym świecie polityki międzynarodowej. Ostateczny wniosek profesora z Chicago był taki sam, jak ten, który podtrzymuje dzisiaj: Chiny mogą wypchnąć USA z Azji i przejąć władzę w regionie.

Jego siła

Obecnie nikt nie kwestionuje, że zarówno Rosja, jak i Chiny są słabsze od USA, ale to, co jest niepodważalne w aspekcie militarnym, może być stopniowo kwestionowane w aspekcie gospodarczym, w miarę jak rośnie PKB Chin. Mearsheimer podkreśla, że wzrost gospodarczy Chin doprowadzi do dominacji w Azji w taki sam sposób, w jaki USA dominują na półkuli północnej. Wzrost znaczenia Chin budzi niepokój krajów sąsiednich, które oczekują od Waszyngtonu gwarancji bezpieczeństwa. Natomiast Chińczycy nie mają żadnych znanych sojuszników ani w Azji, ani w innych krajach, ponieważ sojusznicy nie są zarezerwowani dla tych, którzy są tylko partnerami handlowymi.

 

John Mearsheimer 1

John J. Mearsheimer (grudzień 1947) profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Chicago i znany teoretyk stosunków międzynarodowych.

Hegemonia regionalna

Z drugiej strony nie należy zapominać, że scena międzynarodowa w niczym nie przypomina dawnych bloków politycznych. Przypomina raczej świat, w którym anarchia współistnieje z pewną hierarchią. Wady scenariusza anarchicznego można złagodzić, zdaniem Mearsheimera, poprzez budowanie regionalnych hegemonii. Jeden hegemon jest wszystkim dobrze znany, a niektóre państwa ośmielają się rzucić mu wyzwanie, ponieważ wiedzą, że mimo swoich ogromnych możliwości nie jest wystarczająco silny, aby osiągnąć globalną dominację. Natomiast Chiny aspirują do roli regionalnego hegemona w Azji, wykorzystując fakt, że ich rywal rozproszył swoje siły na całym świecie, co nie miałoby miejsca w przypadku zagrożenia ich interesów na półkuli zachodniej. Jak słusznie zauważa Mearsheimer, hegemonii regionalnej nie osiąga się już przez podbój, jak to miało miejsce np. w przypadku ekspansji USA na zachód. W przypadku Chin hegemonia będzie wynikała ze wzrostu gospodarczego, dzięki czemu będą mogły dyktować zasady zachowania swoim sąsiadom. Widzimy to w przypadku sporów o terytoria wysp lub kontroli zasobów wodnych, które dzieli z sąsiednimi krajami. W związku z tym kolejnym krokiem będzie konsolidacja doktryna Czy Japonia nie próbowała zrobić tego samego w pierwszej połowie XX wieku?

Supermocarstwa

To może tłumaczyć rosnące znaczenie potęgi morskiej w Azji oraz fakt, że Chińczycy, jak podkreśla wielu analityków, ściśle trzymają się nauk klasycznego amerykańskiego historyka i stratega morskiego Alfreda Mahana (1840-1914), Wpływ siły marynarki wojennej w historii (1660-1783). Odniesienia Mearsheimera do tej pracy nie są nadmierne, chociaż nie ma wątpliwości, że Chiny biorą ją bardzo pod uwagę. Rzeczywiście, Mearsheimer wskazuje, że głównym celem posiadania dużej marynarki wojennej, mimo że Chiny żyją z plecami do morza od XV wieku, jest wyrzucenie amerykańskiej marynarki wojennej z kolejnych pasów wysp na Pacyfiku, począwszy od najbliższego, gdzie znajdują się Japonia, Tajwan i Filipiny. Gdyby tak się stało, morza w pobliżu Chin zostałyby odcięte, a USA ograniczyłyby swoje możliwości pomocy Korei Południowej w ewentualnym konflikcie, choć bez wątpienia musiałyby to robić za pomocą "japońskiego lotniskowca", tak jak w 1950 roku. Mearsheimer dodaje, że hegemoniczne zamiary Chin na tym się nie skończą i będą one obecne ze swoją flotą w drugim pasie wysp, takich jak te na wschód od Japonii, Moluki, Guam, Karoliny, Mariany itd. tak, że Japonia i Filipiny zostaną pozbawione wsparcia morskiego USA. Po szczegółowej ekspozycji profesor z Chicago zaskakuje nas tym pytaniem: Strategiczne cele Chin są z pewnością ambitne, ale czy ich realizacja będzie w ich interesie? Czy w zachowaniu Chin na scenie Azji i Pacyfiku zwycięży racjonalizm i pragmatyzm? W każdym razie duża chińska flota będzie niezbędna na wodach indyjskich pomiędzy Azją Południową a Zatoką Perską, co wiąże się również z kontrolą szlaku cieśnin indonezyjskiej i malezyjskiej. Tego należy się spodziewać po supermocarstwie w sferze gospodarczej.

Dziś Pekin jest militarnie słabszy od Waszyngtonu i jego azjatyckich sojuszników. W związku z tym Chiny musiały przedstawić swoją hegemoniczną wolę jako "pokojowy wzrost", jako zewnętrzną projekcję swojej konfucjańskiej kultury, która kładzie tak duży nacisk na rozwagę. Kilka lat temu pojawił się obraz Chin, które nie grożą bezpośrednio ani nie reagują na prowokacje, a nawet zachowują postawę kooperacyjną wobec północnokoreańskiego programu jądrowego. Mearsheimera z pewnością nie przekonuje ten idylliczny obraz, ani też nie przyjął się on w krajach sąsiednich, zwłaszcza w obliczu zaostrzenia sporów terytorialnych. Ponadto każdy świadomy historyk wie, że stosunki zagraniczne Chin nigdy nie były oparte na kulturze konfucjańskiej. Mimo to Chiny odkryły konfucjanizm jako narzędzie polityki zagranicznej, ponieważ jest to doktryna głosząca harmonię i życzliwość. Jest to wizytówka nowych Chin na arenie międzynarodowej. W praktyce jednak Chińczycy mówią jak idealiści, ale działają jak realiści.

Księża, uśmiech Boga na ziemi

Proszę nadać twarz swojej darowiźnie. Pomóż nam formować kapłanów diecezjalnych i zakonnych.

Rola Stanów Zjednoczonych

W stosunkach z azjatyckim gigantem Stany Zjednoczone zawsze będą stały przed dylematem: powstrzymywanie czy współpraca? Pierwsza opcja to ta, którą wykorzystano w czasie zimnej wojny przeciwko ZSRR, nawet jeśli istniała również minimalna współpraca. Jednak powstrzymywanie jest strategią defensywną i niesie ze sobą ryzyko doprowadzenia do konfliktu. Dlatego współpraca jest niezbędna i uzupełniająca, aby uniknąć większego zła, i dlatego, jak słusznie zauważa Mearsheimer, scenariusz może być analogiczny do tego sprzed wielkiej wojny w Europie, kiedy to sojusznicy z Potrójnej Ententy byli głównymi partnerami handlowymi cesarskich Niemiec. Zgadzamy się również z autorem, gdy kwestionuje on siłę sojuszy Waszyngtonu z sąsiadami Chin. Azjatyckie NATO nie jest zatem możliwe do zrealizowania, nie tylko ze względu na rosnące znaczenie bilateralizmu w stosunki międzypaństwowe ale przede wszystkim przez fakt, że kraje te są słabe w powstrzymywaniu Chin i dzieli je od USA duża odległość. Ponadto Chińczycy i Amerykanie nie są skłóceni na tle ideologicznym, mimo że w Pekinie rządzi partia komunistyczna. Dobra wiadomość jest taka, że Chiny przyjęły kapitalizm, ale zła, że praktykują również nacjonalizm, który zdaniem Mearsheimera jest najpotężniejszą ideologią na świecie.

Ten nacjonalizm wiąże się z pamięcią o ponad stuletnim upokorzeniu z rąk zachodnich mocarstw, a także wynika z potrzeby uznania społeczności o bogatej historii.

Wzrost gospodarczy

Podkreślmy raz jeszcze, że siła Chin leży w ich wzroście gospodarczym. Czy Waszyngton może go spowolnić? Do kiedy? Co więcej, kraje regionu, takie jak Korea Południowa, Japonia, Tajwan i Australia, w dużej mierze uzależniły swój dobrobyt gospodarczy od handlu z Chinami. A Chiny nieustannie wysyłają im wiadomość, że współzależność gospodarcza jest drogą do dobrobytu gospodarczego. wspólny dobrobytGdzie znaleźć takiego partnera handlowego jak Chiny? Co więcej, gdyby zmniejszyła poziom swoich stosunków gospodarczych z Chinami, inne państwa szybko wypełniłyby tę lukę. Jeszcze jeden dowód na to, że dzisiaj to PNB decyduje o szansach na hegemonię.

Wnioski

Skłonność autora do porównań historycznych prowadzi go do przywołania książki Wielkie złudzenie (1910) brytyjskiego pisarza i dziennikarza Normana Angella, który twierdził, że podboje terytorialne są przestarzałe i że w wojnie najwięcej do stracenia mają państwa przemysłowe. Dzieło to było obroną racjonalności jako istoty polityki państwowej, wyrazem wiary, że współzależność gospodarcza zakończy wojny. XX wiek obalił Angella, chociaż ojcowie integracji europejskiej musieli czytać jego książkę. Również realista Mearsheimer nie uważa, że dobrobyt jest antidotum na wojny, które rodzą się z irracjonalności. Uważa on, że w razie potrzeby Chiny nie zawahałyby się przed inwazją na Tajwan, terytorium święte dla ich nacjonalistycznej wiary. Nie wyklucza również możliwości prowadzenia lokalnych wojen w Azji, które nie miałyby szerokiego wpływu na wspólny dobrobyt. Istnieją historyczne przykłady państw będących w stanie wojny, które nadal prowadziły handel.

Pomimo wiedzy historycznej, autor uważa, że możliwość przewidywania przyszłości za pomocą przeszłości jest bardzo ograniczona. Jest on jednak przekonany, że Wzrost znaczenia Chin nie będzie miał charakteru pokojowego i nie można wykluczyć konfliktu.nawet jeśli są one na małą skalę. Rzeczywiście, widzi on jutro w Azji w postaci zbierającej się burzy, używając określenia Churchilla o zagrożeniu hitlerowskim, i widzi szanse konfrontacji USA-Chiny jako większe niż Amerykanie i Sowieci w czasie zimnej wojny. Po raz kolejny w rozdziale o Chinach Mearsheimer wykazuje ten rodzaj twardego realizmu, który doprowadził go do opisania Putina jako "stratega pierwszej klasy" za jego działania na Ukrainie. Problem polega na tym, że urzędujący politycy zazwyczaj nie stosują się do tego rodzaju realizmu bismarckowskiego, który autor nazywa "realizmem ofensywnym", i wygodniej poruszają się w sferze dwuznaczności. W każdym razie realistyczni intelektualiści, tacy jak profesor z Chicago, chętnie będą nadal odgrywać rolę Kasandry wobec opinii publicznej, która nie lubi słownych uprzejmości i pilnych apeli w polityce zagranicznej.

Antonio R. Rubio Plo
Absolwentka historii i prawa
Międzynarodowy pisarz i analityk
@blogculturayfe / @arubioplo

WPŁAĆ TERAZ