"Wizyta Ojca Świętego stanowi wielkie wyzwanie dla tych, którzy chcą zniszczyć kraj i pokaże prawdziwe wartości chrześcijaństwa, w narodzie, który już odrzuca chrześcijan, w perspektywie encykliki "Bracia i siostry". Bo tego właśnie potrzebuje mój kraj: braterstwa. Tak więc wszyscy chrześcijanie w Iraku mają nadzieję, że ten wyjazd coś zmieni. Moim zdaniem na poziomie społecznym, na poziomie ludzi, wiele rzeczy się zmieni, ale na poziomie politycznym, w Iraku, nie sądzę, aby wiele się zmieniło" - mówi.
"Dziękuję za zaproszenie do wystąpienia przed naszymi hiszpańskojęzycznymi przyjaciółmi!Shlama o shina o taibotha dmaria saria ild kolco w języku aramejskim oznacza "pokój, spokój i łaska Boża niech będą z wami wszystkimi", pozdrawia Aram.
Niewiarygodne! Szokujące jest usłyszeć aramejski, język Jezusa... A przede wszystkim wiedzieć, że jest to wspólny język wielu ludzi, po dwóch tysiącach lat.
Tak, rzeczywiście aramejski, w dialekcie wschodniosyryjskim, jest moim językiem ojczystym i językiem wszystkich mieszkańców okolicy, w której się urodziłam, w północnym Iraku, która nazywa się Tel Skuf, co oznacza Wzgórze Biskupów. Znajduje się około 30 km od Mosulu, starożytnego miasta Niniwy, w chrześcijańskim sercu kraju.
Czyli cała wioska, w której się Pan wychował, jest chrześcijańska.
Tak, katolicki chrześcijanin obrządku chaldejskiego. Życie tam było bardzo proste: prawie wszyscy mieszkańcy są chłopami i żyją z uprawy pól i opieki nad zwierzętami gospodarskimi. Ludzie wymieniali się produktami ziemi i każdy miał to, co potrzebował do życia. Ponadto istnieje zwyczaj corocznego ofiarowania pierwszych owoców zbiorów Kościołowi na utrzymanie księży i aby oni również mogli opiekować się najbardziej potrzebującymi.
Pamiętam, że domy były wystarczająco duże, aby mogła w nich mieszkać rodzina... A dla nas rodzina to coś bardzo dużego: dzieci, ojcowie, matki, dziadkowie... Wszyscy mieszkają razem w tych typowych orientalnych domach, białych i kwadratowych, z dziedzińcem pośrodku, jak ogród, i pokojami wokół niego.
Ale ten idylliczny spokój trwał tylko kilka lat...
Cóż, w rzeczywistości nigdy nie istniał, ponieważ kiedy się urodziłam, byliśmy w ostatnim roku wojny irańsko-irackiej, wojny, która trwała osiem lat i przyniosła ponad 1,5 miliona ofiar. Mój ojciec i trzech moich wujków walczyło w tym konflikcie i był to bardzo trudny czas dla mojej babci i matki. Mieli nadzieję i modlili się o powrót swoich bliskich do domu. I tak się stało, dzięki Bogu, mój ojciec i jego bracia wrócili.
A w 1991 roku wybuchła kolejna wojna....
W naszej wiosce pozostaliśmy tylko do 1992 roku, kiedy to zakończyła się pierwsza wojna w Zatoce Perskiej, między Irakiem z jednej strony a Kuwejtem i koalicją międzynarodową z drugiej. Przenieśliśmy się do dużego miasta w południowym Iraku, Basry, trzeciego co do wielkości miasta w kraju po stolicy Bagdadzie i Mosulu. Większość jego mieszkańców to muzułmanie szyici, a chrześcijan jest tam niewielu. Do dziś pamiętam słoną wodę, upał, palmy... Zupełnie inny krajobraz niż ten, do którego byłam przyzwyczajona. A także ilość szybów naftowych i rafinerii wszędzie... Ale ludzie byli i nadal są bardzo hojni i gościnni.
"Wizyta Ojca Świętego stanowi wielkie wyzwanie dla tych, którzy chcą zniszczyć kraj i pokaże prawdziwe wartości chrześcijaństwa".
Na zdjęciu Aram Pano stoi na dziedzińcu kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tel Kaif, chrześcijańskim mieście w pobliżu Mosulu, w północnym Iraku. Nie spotkał się z prześladowaniami twarzą w twarz, ale słyszał wiele historii o cierpieniu.
"W 2004 roku dwie zakonnice pracowały z armią amerykańską w Basrze. Pewnego dnia, gdy wróciły do domu, radykalna grupa islamska zabiła siostry przed ich domem. Rozprzestrzeniło się to na cały Irak i mój kraj stał się epicentrum terroryzmu. W 2014 roku przyszło ISIS i zniszczyło wiele naszych kościołów i naszych domów. Istnieje plan zniszczenia historii chrześcijan w moim kraju, tak jak zrobiono to w 1948 roku z Żydami" - mówi.
W mieście Basra ma dwie parafie, które są częścią archieparchii Basra i Południe, z 800 wiernymi. W 1995 r. przyjął Pierwszą Komunię Świętą i wtedy po raz pierwszy poczuł powołanie do służby Panu.
I jak to się stało?
Parafia była jak mój dom. Uwielbiałam chodzić z grupą dzieci, aby się z nimi bawić, ale także na katechezę - ale myśl o wstąpieniu do seminarium stała się dla mnie jaśniejsza, gdy byłam w szkole średniej.
Miał Pan szesnaście lat i uczestniczył w trzeciej wojnie swojego życia. Jakie są Pana wspomnienia z Drugiego Konfliktu w Zatoce Perskiej?
pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych. Trwało to prawie cztery miesiące, a ostatnim miastem, które upadło, była Basra, gdzie mieszkałam. Pamiętam, że widziałem amerykańskie samoloty, które nadlatywały i bombardowały, i baliśmy się, ponieważ wiele budynków państwowych znajdowało się w pobliżu naszego domu. Pamiętam, że pewnej nocy spałam i obudził mnie dźwięk pocisku uderzającego w budynek oddalony od nas o około 500 metrów. Wyszliśmy na ulicę, ludzie biegali, a Amerykanie rzucali swoje bomby dźwiękowe, aby nas sterroryzować. To właśnie wtedy wyraźniej usłyszałam wezwanie Pana.
Wzruszająca jest myśl, że chociaż głos Pana nie jest w hałasie pocisków i bomb dźwiękowych, to jednak daje się słyszeć, w całej swojej słodyczy, pośród tego horroru.
Tak jest. A poza tym, gdybyśmy nie przeżyli terroru bombardowań, mój ojciec nie prosiłby biskupa o schronienie: kościół był bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania, ale tam, W domu Pana czuliśmy się bardziej bezpieczni. Mój ojciec zaczął więc służyć w kuchni, aby odwzajemnić nieco hojność, z jaką nas witano. Ja tymczasem nauczyłem się służyć przy ołtarzu razem z księdzem. Pod koniec wojny nasz biskup wybrał mnie, abym pojechała z nim do wioski o nazwie Misan.Do podjęcia decyzji skłoniło mnie to, co przeżyłam tam, około 170 km na północny wschód od Basry.
Czy chce nam Pan powiedzieć, co się z Panem stało?
Kiedy biskup poprosił mnie, abym towarzyszyła mu w misji duszpasterskiej w Misan, moja rodzina najpierw powiedziała, że nie, że nie chce. Ale czułam się bardzo zdeterminowana, żeby pojechać i pojechałam. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zaskoczył mnie widok wiernych wchodzących do kościoła na kolanach i bez butów. Klęczeli przed ołtarzem, przed obrazem Matki Boskiej, płacząc, modląc się, błagając.
Potem, kiedy rozpoczęła się msza, odprawiana przez biskupa według naszego chaldejskiego obrządku, zauważyłem, że wierni nie wiedzieli nawet, jak się modlić ani kiedy usiąść czy wstać. Zrobiło to na mnie duże wrażenie i pomyślałem, że są jak owce bez pasterza. Natychmiast spojrzałam na biskupa, który był starszy, i przeszła mi przez głowę myśl, kto mógłby go zastąpić i pomóc tak wielu rodzinom.
Imponujące jest to, że Jezus porusza się przed tłumem, który jest jak owca bez pasterza.
Dokładnie! Z tą myślą kontynuowałam naukę w szkole Vocational Institute, a w 2005 roku wstąpiłam do seminarium w Bagdadzie, stolicy Iraku. Tam przez 6 lat studiowałem filozofię i teologię, którą ukończyłem w czerwcu 2011 r., a 9 września 2011 r. przyjąłem święcenia kapłańskie.
"W Iraku istnieje plan zniszczenia historii chrześcijan w naszym kraju".
Po prawie 10 latach kapłaństwa Aram Pano, wysłany przez swojego biskupa, studiuje w Rzymie na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża komunikację instytucjonalną, "ponieważ świat potrzebuje, aby każdy z nas przyczynił się do ewangelizacji". A szczególnie w tych czasach, aby głosić Ewangelię, trzeba znać kulturę cyfrową i komunikacyjną. Mam wielką nadzieję na przyszłość: możemy wszyscy razem pracować nad rozpowszechnianiem naszej wiary wszystkimi możliwymi kanałami, zachowując naszą tożsamość i naszą oryginalność" - mówi.
Aram przypomina chrześcijanom na Zachodzie, aby nie zapominali o swoich braciach, którzy cierpią prześladowania w krajach takich jak jego własny, Irak, gdzie przeżył jeden konflikt po drugim. Po ostatniej wojnie życie społeczne w Iraku bardzo się zmieniło.
"Nastąpiło utowarowienie człowieka. W kraju, gdzie narodziła się cywilizacja, gdzie człowiek zbudował pierwsze miasta, gdzie powstał pierwszy w historii kodeks prawny, wydaje się, że wszystko skończyło się zniszczeniem: najsilniejsi zabijają najsłabszych, nad społeczeństwem unosi się korupcja, a chrześcijanie cierpią prześladowania od 1400 lat".
"Przed 2003 rokiem było 1,5 miliona chrześcijan, a dziś jest ich 250 tysięcy. Prześladowania nie dotyczą tylko fizycznego przetrwania: rozciągają się na płaszczyznę społeczną i polityczną, na możliwości zatrudnienia, a nawet na prawo do edukacji" - mówi.
Aram Pano z przyjaciółmi i rodziną.
Jakie są dziś problemy w Iraku i co oznacza wizyta papieża?
Brak uczciwości i chęci odbudowy kraju oznacza, że muzułmanie dokonali secesji, rząd myśli bardziej o lojalności wobec krajów sąsiednich niż o dobru swoich obywateli... I to wszystko w oczach Stanów Zjednoczonych. Nie ma jednego problemu, ale wiele skomplikowanych problemów.
Uważam, że polityka, służba obywatelom, już nie istnieje, ponieważ jest w rękach innych osób spoza Iraku. Jednak owoce pracy Boga nie są w naszym zasięgu i modlimy się, aby poprzez tę podróż pokój, miłość Chrystusa i jedność były głoszone narodowi, który nie może już tego znieść.
Ponadto jest to naród, w którym chrześcijaństwo zapuściło głębokie korzenie, zwłaszcza Kościół chaldejski.
Oczywiście! Tomasza i Bartłomieja oraz ich uczniów Tadeusza (Addai) z Edessy i Mari w II wieku: założyli oni pierwszy Kościół w Mezopotamii i dzięki swojej pracy misyjnej dotarli aż do Indii i Chin. Nasza liturgia pochodzi z najstarszej chrześcijańskiej anafory eucharystycznej, znanej jako Anafora Addai i Mari. Kościół w tym czasie znajdował się w obrębie imperium perskiego, miał własną liturgię wschodnią, własną architekturę i sposób modlitwy bardzo podobny do liturgii żydowskiej.
Teologia naszego Kościoła Wschodniego jest duchowa i symboliczna. Jest wielu bardzo ważnych ojców i męczenników, na przykład Mar (Święty) Efrem, Mar Narsei, Mar Theodore, Mar Abrahim z Kashkar, Mar Elijah al-Hiri, itd.
Chaldejski Kościół Katolicki, który jest w komunii z Rzymem, powstał w wyniku schizmy w Kościele babilońskim, z powodu rywalizacji między patriarchami, a w szczególności dlatego, że jeden z nurtów chciał się zjednoczyć z Rzymem.
Nasza tradycja jest jednak typowo orientalna i głęboko zakorzeniona w kraju, gdzie wszędzie można znaleźć ślady tysiącletniej obecności chrześcijan - sanktuaria, klasztory, kościoły i prastare tradycje.
Mam nadzieję, że mój pobyt w Rzymie pozwoli mi pracować nad zachowaniem tej tożsamości i tej bogatej i długiej historii, również przy użyciu narzędzi i środków, które pozwala nam mieć dzisiaj nowoczesność.
Aram Pano w Rzymie.
Ten wywiad jest częścią raporty z okazji 25-lecia Wydziału Komunikacji Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża.
Przez te wszystkie lata na Wydziale skrzyżowały się drogi setek studentów z całego świata, różnych języków, tożsamości, historii, problemów...
Jest to Wydział Komunikacji, na którym uczymy się, że w tej Babel, jaką jest nasz świat, można obalić bariery i mury, jak mówi nam papież Franciszek, i możemy być naprawdę braćmi i siostrami.
Fundacja CARF - Centro Academico Romano jest bardzo zaangażowana w to zadanie, przyznawanie stypendiów dla studentów - kapłanów, świeckich, zakonników, seminarzystów - ze wszystkich kontynentów, bez różnicy, i umożliwienie im korzystania z wszystkich najnowocześniejszych narzędzi poprzez finansowanie zajęć teoretycznych i praktycznych prowadzonych na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża, aby mogli następnie powrócić do swoich krajów i zasiać tam ziarna, które otrzymali w Rzymie, sprzyjając wzrostowi owoców pokoju, formacji na wysokim poziomie, jedności i zdolności do lepszego zrozumienia siebie nawzajem, nie tylko wśród chrześcijan, ale wśród ludzi każdej religii i tożsamości.
Gerardo Ferrara
Absolwentka historii i nauk politycznych, specjalizująca się w tematyce bliskowschodniej.
Odpowiedzialny za studentów Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie.