"Z wielką radością przedstawiam Państwu kilka słów o sobie. Nazywam się João Henrique Funari Fouto i urodziłem się i wychowałem w São Paulo w Brazylii, w dobrze zorganizowanej rodzinie. Otrzymałem dobre wykształcenie od moich rodziców i miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo.
Moi rodzice przekazali mi wartości, miłość i wiarę, umieścili mnie w dobrej szkole i nauczyli, jak ważna jest nauka. Dali mi również brata i siostrę, którzy wraz z trzynastoma kuzynami ze strony mamy zapewnili mi dobre towarzystwo do zabawy. Widzę bardzo wyraźnie, jak ważne były te dary od Boga dla mojego powołania. Prawdziwa miłość moich rodziców ułatwiła mi uwierzenie w Bożą miłość. Nawet kiedy byłem daleko od wiary, nie miałem co do tego wątpliwości, ponieważ te wartości (zwłaszcza stanowczość mojej mamy, która nigdy nie kłóciła się z jej czułością) i intensywność mojego dzieciństwa dały mi poczucie rzeczywistości o wielkim znaczeniu.
To poczucie rzeczywistości, które obejmuje wielką pasję do wolności, sprawiło, że marzyłem o rzeczach większych niż imprezy, sława itp. Jednak nasza wiara była pod wieloma względami słaba (w rzeczywistości niektóre wartości nie były nauczane i istniała rozbieżność między tym, w co kazano nam wierzyć, a tym, czym żyliśmy) i brakowało nam wiele, abyśmy mogli nazwać się wzorowymi katolikami. Krótko mówiąc, powiedziałbym, że nie było prawdziwego poszukiwania świętości. A wiemy, że jeśli ktoś nie idzie naprzód, w końcu się cofa, i to właśnie przydarzyło się mnie.
Nie mogę nikogo za to skarcić, ponieważ zdarzyło się, że po rozpoczęciu studiów (studiowałem ekonomię na Uniwersytecie św. Pawła) stopniowo rozwijałem życie całkowicie przeciwne nauczaniu Chrystusa. Stało się to niemal "naturalnie": nie miałem zdecydowanych i osobistych celów, więc robiłem mniej więcej to, co wszyscy inni (od czasu do czasu starając się robić to lepiej). Jednak w miarę upływu lat zacząłem zdawać sobie sprawę, że coś jest nie w porządku i chociaż wszyscy moi przyjaciele wydawali się dobrze bawić naszym hedonistycznym życiem, w pewnym momencie stało się dla mnie jasne, że muszę się zmienić. Spośród wszystkich rzeczy, które przechodziły przez mój umysł w tym momencie, jedna była szczególnie wyjątkowa: zdałem sobie sprawę, że ludzie wokół mnie nie byli tak naprawdę świadomi swojego okropnego życia, podczas gdy ja byłem. Nie mogłem znaleźć żadnego usprawiedliwienia dla braku walki o znalezienie prawdziwego sensu w moim życiu i w jakiś sposób wiedziałem, że pod koniec mojej egzystencji będę bardzo żałował, że nie walczyłem.
Poza tym walka wydawała mi się kwestią sprawiedliwości, ponieważ nigdy nie zasługiwałem na dobrą rodzinę, którą miałem. Postrzegałem to jako obowiązek: musiałem przejąć inicjatywę, nie czekając, aż zrobią to inni wokół mnie. Ponieważ otrzymałem więcej niż moi przyjaciele, Bóg z pewnością wymagał ode mnie więcej.
Mimo że myślałem jak katolik, nie miałem katolickich przyjaciół, brakowało mi formacji (nie wiedziałem na przykład, czym jest kierownik duchowy) i wciąż musiałem budować swoją osobowość. Prawdą jest, że od tego momentu ciągle upadałem, i to kilka razy dziennie, ale bardzo mocno postanowiłem poświęcić całe swoje życie poszukiwaniu Boga.
"Bóg nie pozwala nikomu pokonać Go w hojności" - mawiał mi pewien ksiądz. W rzeczywistości, za każdy mały krok, który zrobiłem, On zawsze odpowiadał mi proporcjonalnie. Skończyłem studia (w ostatnich latach również pracowałem) i rozpocząłem studia magisterskie z ekonomii. W połowie tej drogi zobaczyłem bardzo wyraźnie to, co od dawna chodziło mi po głowie: Bóg powołał mnie do bycia księdzem. Co dziwne, od czasu mojego nawrócenia, mimo że nie byłem jeszcze katolikiem w sensie praktycznym, już wcześniej odczuwałem pragnienie porzucenia wszystkiego, aby wstąpić do seminarium lub klasztoru, a pragnienie to potwierdziło się po trzech latach. Porzuciłem więc studia ekonomiczne i poprosiłem o przyjęcie do miejscowego seminarium diecezjalnego. W tym czasie już od półtora roku rozmawiałem z pewnym księdzem i to on wpadł na pomysł, aby zaproponować biskupowi wysłanie mnie i innego chłopca z seminarium na studia do Rzymu. Propozycja została przyjęta i po raz pierwszy moja diecezja wysłała kleryka na formację za granicę.
Jestem w Rzymie już od lat i naprawdę nie mogłem sobie wyobrazić, jak korzystny będzie przyjazd tutaj. Kontakt z katolikami z całego świata, bardzo charytatywna atmosfera seminarium Sedes Sapientiae, rezydencja Altomonte i jakość naszych księży, a także wysoki standard oferty akademickiej naszego Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża, stanowią fantastyczną okazję dla wszystkich, którzy są naprawdę zainteresowani formacją.
Ze wszystkich pozytywnych aspektów podkreślę dwa: po pierwsze, jesteśmy zachęcani do modlitwy, wszystko zachęca nas do modlitwy, począwszy od naszego pięknego i spokojnego kościoła; po drugie, na uniwersytecie doświadczamy właściwej jedności między wiarą a rozumem. Jest wiele filozoficznych spekulacji, ale nikt nie boi się argumentować w świetle wiary.
W każdym razie mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwy. Nie jest tak, że moje powołanie i szczęście zależą od tego, że tu jestem, wiem o tym. Jednak bycie tutaj z pewnością pomaga mi być bardziej użytecznym dla Bożego planu w moim życiu. Moim wielkim pragnieniem jest zabranie całego tego doświadczenia do Brazylii, gdzie tak wiele dusz czeka na kogoś, kto może pokazać im drogę do Boga. Jestem również bardzo wdzięczny za możliwość, jaką dali mi moi dobroczyńcy, modlę się za nich każdego dnia i mam nadzieję, że oni również modlą się za mnie, abym mógł odpowiednio odwzajemnić wszystko, co otrzymałem.